23 listopada 2023

O tym dlaczego tak trudno jest być obecnie rodzicem  

Pokolenie obecnych rodziców małych dzieci

jest pokoleniem testującym zmiany. 

 

Ja, moje koleżanki, kuzynki, klientki, wszystkie borykamy się z tym, że trudno jest ułożyć jeden, jasny plan na to jak ułożyć sobie życie. 

Nasze mamy wiedziały, że szkoła, potem mąż, dziecko. Mąż raczej pracuje i zarabia, matka siedzi w domu z dziećmi, ewentualnie też pracuje, ale domem i tak zajmuje się ona. 

Taki obraz widziałam w moim domu, domu moich ciotek, moich koleżanek, o takim domu opowiadają mi klientki. 

Czy tamtejsze młode matki były zadowolone? Czy takiego życia, podziału obowiązków chciały? 

Jedne pewnie tak, inne nie. Ale tak się żyło i już. 

Dziś jest trudniej, bo obserwujemy w swoim otoczeniu wiele zmian, niosących za sobą multum możliwości, które każdy z nas może wybrać. 

 

Pierwsza zmiana: upada schemat pan pracuje,

pani zajmuje się domem i wychowuje dzieci 

 

Wychodzimy z domów rodzinnych gdzie żyło się tak i tak, ale my wiemy, że możemy żyć inaczej. I próbujemy tak zrobić. 

Bo mamy ku temu możliwości. 

 

Rozmowa dawniej żony i męża: 

Ona: "Ja bym  chciała żebyś Ty mi więcej przy dzieciach pomagał"

On: "Ale co Ty mi tu teraz? Że chłop w domu ma siedzieć i dzieci bawić? A Ty co wtedy będziesz robiła? Też żeś wymyśliła. Już słyszę jak chłopaki na piwie by się ze mnie śmiali". 

 

A potem przyszło nasze pokolenie, które w swoich dorosłych już życiach takich rozmów odbywało co raz więcej, i więcej. 

Kobiety stały się bardziej świadome swoich potrzeb i granic i zaczęły je głośno komunikować.  

Myślę, że po części dlatego, że zachłysnęliśmy się zachodem, opadła żelazna kurtyna i nasze pokolenie widziało, że można żyć inaczej, że kobiety mogą robić kariery zawodowe i tego zapragnęły. Ruch feministyczny, wpływ mediów. Zobaczyliśmy kultury zupełnie inne niż nasza i zapragnęliśmy zmian. 

 

Duża część z nas obierała życiowe, dorosłe ścieżki w myśl:

"Nie chcę żyć tak jak żyli moi rodzice. Nie będę traktować mojego partnera/ki tak, jak było u mnie w domu. Będę inaczej wychowywać moje dzieci. Będę inaczej gospodarować pieniędzmi". 

I jak postanowili, tak zrobili, lub...

Podświadomie poszli jednak trochę drogą rodziców.

To głębsza praca, aby wykorzenić z głowy schematy, które w nas tkwią głęboko.

To może rzutować wtórnie na nasze poczucie dobrostanu, bo czujemy, że nie sprostaliśmy zadaniu. Powtarzamy błędy, których chcieliśmy uniknąć. 

Jeśli tak widzimy nasze dorosłe życie, jako powielanie schematów, których pragnęliśmy nie powtarzać, serdecznie zachęcam do rozpoczęcia terapii. Ten poziom świadomości to pierwszy krok do zmiany. Uda się żyć inaczej, z małą pomocą terapeuty. :) 

 

Myślę, że mogło też być trochę popychane w kierunku zmian przez naszych rodziców. Bo wtedy, dzieci, zaczynały mieć większe znaczenie, zaczęto chociaż trochę słuchać tego co mówią dzieci i dbać o ich potrzeby. Myślę, że niejedna z nas mogła usłyszeć od swoich rodziców: "Zobacz, ja mam takie życie, jakie widzisz, chciałabym/ chciałbym abyś Ty żyła inaczej. Nie zachodź tak szybko w ciążę, nie wychodź za mąż, postaw najpierw na siebie". Było zachęcanie żeby iść na studia, do pracy, bo pojawiały się nowe możliwości. 

 

Myślę, że mówi się tak bardzo o tym, że nasze pokolenie dokonało zrywu i dokonało ogromnych zmian w systemach rodzinnych i stylach życia, ale często to nasi rodzice byli tego źródłem. 

Jeśli nie nasze rodziny bezpośrednio, to rodziny, które obserwowaliśmy, pokazywały nam, że można życie układać sobie inaczej. 

 

I tak w końcu pan jeden, drugi, trochę się ugiął i trochę został w tym domu z dziećmi. I trochę może usłyszał od kolegów, ale ci koledzy zobaczyli, że jakoś tak lepiej teraz małżeństwo ich wygląda, że żona mniej zmęczona, zadowolona, bo miała chwilę dla siebie, szczęśliwa, bo mąż częściej spędza czas z nią i z dziećmi. I może to nie takie głupie być bardziej zaangażowanym w życie domowe jako meżczyzna? 

 

I tak powoli, powoli, inne kobiety zaczęły nalegać na swoich mężów i dbać o siebie, a mężowie zaczęli dostosowywać się do potrzeb swoich żon. 

 

A może panowie też chcieli być więcej w domu,  z żoną, z dziećmi, ale się bali tak wyłamać? 

Jak było już kilku takich co byli pierwsi, to oni mieli na co się powołać choćby w swojej głowie, nie musząc się tłumaczyć innym. 

Teraz łatwiej jest synowi wyłamać się ze schematu mężczyzny jaki narzucał mu jego ojciec. Wpływ znajomych w koło i tych nieznajomych, żyjących setki kilometrów od nas, ale obserwowanych w mediach. Mamy silne plecy za zmianami jakie wprowadzamy w swoje życie: przekazy w TV, radio, Internet. 

 

I tak, powoli, szły sobie zmiany, które doszły aż dotąd, że teraz są ojcowie, którzy zostają w domu z niemowlakiem podczas gdy kobieta wraca do pracy. Teraz pan kończy pracę i sprząta w domu i nie mówi, że pomaga kobiecie, tylko dba o swój dom. Ha! To jest zmiana nastawienia poznawczego! 

 

A za zmianą myśli idzie zmiana uczuć:

Kiedyś pan myślał: sprzątanie domu- ujma na honorze mężczyzny. Poczucie wstydu.

Dziś pan myśli- ale ze mnie dobry partner, dzielimy się sprawiedliwie obowiązkami. Poczucie siły i sprawstwa.

 

Kiedyś pani myślała- nie radzę sobie sama z obowiązkami, dom, dzieci! Poczucie nieporadności.

Dziś pani myśli- ale dlaczego ja mam być z tym wszystkim sama, to też jego dom i jego dzieci. Poczucie siły. 

 

Pokolenie starszych osób patrzy i się dziwi, komentuje, a może trochę zazdrości? Bo też tak chcieli, ale za ich czasów mowy nie było o czymś takim?

 

Podsumowując tę zmianę: jakim partnerem/ partnerką chcę być? Jak chcę ułożyć swoje dorosłe życie? Zaangażować się bardziej w pracę czy tworzenie rodziny? Pójść śladami rodziców czy posłuchać bardziej partnera/partnerki, który ma inne oczekiwania? 

 

Druga duża zmiana:

podejście do dzieci. 

 

Historia podejścia dorosłych do dzieci jest długa i zmienna, ukrócę do odwołania się do nie aż tak dawnych lat:

W XIXw. dzieci miały pracować, w XX w. mogły się już bawić i zaczęto się nimi bardziej interesować, dbać o ich potrzeby.  

W XXI w. potrzeby dzieci zaczęły być tak ważne, że są nieraz stawiane ponad potrzebami rodziców. 

Duża zmiana nastąpiła, prawda?

 

Dawniej, dziecko się rodziło, jak Bóg dał to przeżyło, potem miało pracować i odpracować swoje utrzymanie.

Potem przyszła zmiana, dzieciom nadano pewne prawa i zaczęto bardziej o nie dbać, nie musiały już tylko pracować, ale mogły się też bawić, zaczęto stawiać na edukację. Ale nadal mówiono: "dzieci i ryby głosu nie mają". Rodzic główny autorytet i zarządca swoim mianem, tj. dzieckiem. 

A potem, potem, dzieciom głos został nadany. Dziecko zostało upodmiotowione. Ma prawo mówić głośno i wyraźnie czego chce, a rodzic stara się te potrzeby dziecięce zaspokoić. 

 

Dlatego też współczesnym rodzicom jest trochę trudno. Nasi rodzice trochę wyłamywali się poza schemat działania swoich rodziców w podejściu wychowawczym, ale my, potrafimy działać o 180 stopni inaczej niż nasi rodziciele. 

I można się w tym trochę pogubić, ponieważ współczesne rodzicielstwo to zupełnie nowa jakość, coś czego nie znamy ze swojego dzieciństwa. I można się w tym trochę pogubić. Na ile mam być autorytetem, wytyczać drogi, stawiać granice, a na ile mam być elastyczny wobec wymagań mojego dziecka?

Tak jak kobiety są co raz bardziej świadome swoich potrzeb i granic, tak samo dzieci. Za kobietami stoją murem organizacje feministyczne, za dziećmi organizacje działające na rzecz dziecka. 

 

To dobrze, to bardzo dobrze, że ci, którzy mam wrażenie wcześniej byli uciśnieni w patriarchalnym świecie, teraz zaczynają mocno i głośno w nim stąpać. 

 

Potrzeba jednak balastu. Zaangażowania czasu i energii ze strony rodziców żeby to rodzicielstwo dobrze ogarnąć, bo zbyt elastyczne granice, czy w ogóle brak granic, też nie są dobre dla dzieci.

 

Podsumowując tę zmianę: jakim rodzicem chcę być? Jak chcę wychować moje dziecko? Dróg i przykładów jest wiele, które wybrać? 

 

Trzecie zmiana: osobista decyzja co do tego

czy ja w ogóle chcę mieć dzieci? 

 

Dawniej dzieci były naturalnie pojawiającym się elementem systemu rodzinnego. Posiadanie dzieci przez dorosłą kobietę było społecznie oczekiwane i aprobowane. Jeśli kobieta dzieci mieć nie mogła to żal jej było rodzinie, ale z czasem była przyjaźnie przyjmowana jako dobra ciocia albo negatywnie oceniana jako stara panna, co popadła w zgryzoty bo dzieci mieć nie mogła. W zależności od tego jak sobie kobieta z tą bezdzietnością poradziła. 

 

Dziś już tak nie jest. 

Dziś to bardziej indywidualna decyzja kobiety. 

Chcę czy nie chcę mieć dzieci? 

Jeśli chcę, to czy moja biologia mi na to pozwala? 

Jeśli nie, to czy chcę starać się o dziecko w inny sposób? 

Rozwiązań jest wiele. 

 

Nie ma już obrazu cioci kloci albo zgryźliwej panny bezdzietnej. 

Jest bizneswoman. 

Jest kocia mama. 

Jest kobieta tak bardzo kochająca ziemię, że nie chce sprowadzić na nią kolejnego stworzenia. 

 

Parafrazując słowa psychoterapeutki Justyny Dąbrowskiej, matkowanie, to już nie tylko posiadanie dziecka. Matkowanie to dbanie o coś, poświęcanie się tej wybranej rzeczy, idei. Spełnianie się w tym do tego stopnia, że kobieta nie ma potrzeby posiadania dziecka. 

 

Mogą pojawić się wątpliwości: co jeśli potem mi się odmieni?

Co jeśli teraz:

-jestem zakochana w mężczyźnie, który nie chce mieć dzieci, a ja się na to teraz godzę...

-myślę, że nie byłabym dobrą mamą, ale potem przepracuje dzieciństwo w terapii i stwierdzę, że ja to nie moja mama, i może jednak będę dobrą mamą...

-kocham moją pracę i stawiam na rozwój zawodowy, rozwijam się, sprawia mi to ogromną satysfakcję, a co jeśli uznam, że osiągnęłam już maksimum...

- uwielbiam podróże, z dzieckiem bym nie mogła tak swobodnie się przemieszczać, a co jeśli zwiedzę już cały świat, i zmienię zdanie...

- jest mi wygodnie, lubię moje życie takie jakie jest, nie muszę dostosowywać się z niczym do potrzeb całkowicie zależnej ode mnie istoty, a co jeśli potem poczuję, że jednak bym chciała mieć się na czyją rzecz dopasować, w zamian za chichoty, głaski i słowo "mamo"..., 

 

.... a zegar biologiczny tyka, i jeśli potem poczuję instynkt macierzyński i będę chciała mieć dzieci, ale będzie już za późno? 

 

Mężczyznom jest łatwiej. Mogą mieć dzieci kiedy tylko chcą. Nie tyka im zegar biologiczny. W razie rozejścia się partnerów w większości przypadków dziecko zostaje z matką. On się ulatnia. Jak chce to będzie miał kontakt z dzieckiem, jak nie to nie. Ba! Ojciec może się wyprzeć swojego dziecka. Matka już nie. 

A jeśli życie tej pary toczy się spokojnie, to najczęściej to matka jest bardziej zobowiązana do opieki nad dzieckiem, tatuś wychodzi czy to do pracy, czy wieczorami, czy w ogóle ma o 100 % lżejszą głowę w kontekście myślenia na temat rozwoju dziecka i życia rodzinnego z dzieckiem. Dziecko jest z góry przypisane do matki. "Chcę dziecka, ale nie chcę zatracić siebie na rzecz macierzyństwa. Czy uda mi się ułożyć współpracę z partnerem w zakresie podziału obowiązków nad dzieckiem? Czy on mnie kiedyś z tym dzieckiem nie zostawi? " 

 

Stanowczo szala odpowiedzialności decyzji o posiadaniu dzieci przechyla się na stronę kobiet. 

 

Podsumowując tę zmianę: czy chcę mieć dziecko? Czy chcę na siebie przyjąć tę odpowiedzialność? 

 

To są zmiany, które dzieją się na naszych oczach.

My jeszcze nie do końca wiemy z czym to się wiąże,

jakie są tego konsekwencje.

 

Testujemy obecną rzeczywistość.

A bycie testerem to obciążająca psychicznie rola.

 

Obecnie żyjemy w czasach dobrobytu. W pewnych aspektach wręcz przepychu, tyle jest możliwości. Tak wielkie zmiany zaszły na naszych oczach. Co zrobić, co wybrać? 

Czasami, od przybytku głowa jednak może rozboleć. :)  

 

 

 

10 sierpnia 2024
Rzecz wygląda następująco: ktoś ma problem z chodzeniem, bolą go plecy. Mówi o tym otwarcie ale i jego otoczenie widzi, że trzyma się za bolące plecy, delikatnie siada, albo się
07 lipca 2024
Jakiś czas temu pisałam o tym, że zaczęłam nagrywać podcast. Tak też było. Nagrałam jakieś 5 odcinków. I koniec. Na więcej nie wykrzesałam czasu i energii. Praca w gabinecie z

Do stworzenia strony wykorzystano kreator stron www WebWave

Podpowiedź:

Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium

Ty też bez problemu stworzysz stronę dla siebie. Zacznij już dzisiaj.